Też nie mam siły na takich ludzi - to bardzo leniwe, nieuczciwe I kretyńskie podejście.
Znam pewnego samozwańczego anarchistę, który wydaje się zgadzać ze wszystkimi założeniami marksizmu, ma względnie pozytywny stosunek do marksizmu-leninizmu i ZSRR, nie łyka całej propagandy burżuazyjnej itd. Komuniści mu najwyraźniej nie przeszkadzają, popiera ich w wielu kwestiach i nienawidzi faszystów. Po alkoholu przyznał się, że ma poglądy "bardziej komunistyczne niż anarchistyczne".
Z jakiejś jednak przyczyny nie chce jednak podjąć inicjatywy i zacząć regularnie czytać, tak jakby świadomie i celowo tego unikał.
Mam taką teorię, że jest mu "wygodnie" z doomeryzmem i nie braniem na siebie odpowiedzialności za świat zewnętrzny. Może łatwiej jest po prostu grać muzę, ćpać i jebać wszystko?
Sam nie wiem, mnie ML pomógł się podźwignąć z bardzo kiepskiego miejsca w życiu, nie powiedziałbym, że to jednoznacznie "trudniejsza" droga. Moim zdaniem lepsza niż poczucie absolutnej beznadziei, założenie, że to co mamy jest "najlepsze co możemy mieć", że wyzysk człowieka przez człowieka jest naturalną, nieodzowną częścią ludzkiej egzystencji i inne bzdury, które wykończyły niejednego uciskanego lub szczególnie wrażliwego człowieka.